Nasze dzieje możemy odtwarzać sięgając do różnych źródeł, tym razem odwołajmy się do podróżniczych relacji.
Malownicze krajobrazy i spuścizna dziejowa ziemi lipnickiej skłaniała wielu XIX-to wiecznych podróżników i krajoznawców do odwiedzenia tych okolic. Przekazywali zebrane tam wieści, poprzez czasopisma, literaturę czy twórczość plastyczną.
Rzeczywistość w cesarsko – królewskiej Galicji zastygła w siermiężnym bezruchu, a o każdej bez mała czynności, decydował pismem i pieczęcią cesarsko – królewski urzędnik. Pogłębiało to społeczno – gospodarczą zapaść polskie wsi, z której wydawało się nie było wyjścia. W tej to aurze, poczytne wówczas czasopismo „Kłosy” (Czasopismo Ilustrowane Tygodniowe, wydawane w Warszawie, ale gazeta ukazywała się również na terenie Galicji) drukowało cykl reportaży z podróży po Galicji.
W 1879 r. trasę szlaku węgierskiego z Bochni do Nowego Sącza przebył inteligent galicyjski, podpisany w swym reportażu jako dr Antoni J. Przed oczami podróżnika przewinął się kalejdoskop krajobrazu, mozaika społeczności miast i wsi, galicyjska nędza. Chociaż jego opisywane w odcinkach reportaże są wielokroć subiektywne i zawierają mniejsze czy większe przekłamania, to są jednakże swoistą kroniką polskiej rzeczywistości pod austriackim zaborem. Podróż tę odbył na chłopskim wozie.
„Za Wiśniczem droga prowadziła nas na górę, po której jadąc mieliśmy ciągle widok na głębokie parowy i piękny las, z początku sosnowy, a później zarosły świerkami, grabiną i buczyną. W lesie spotkaliśmy samotnie stojące chaty. Jedną z nich mściwa ręka nieznanego zbrodniarza trzy razy podpaliła. Wybudował ją po raz czwarty biedny włościanin, ale niepewny bezpieczeństwa trwożliwym okiem spoziera na każdego podróżnego. Poza lasem spostrzegliśmy na horyzoncie Lipnicę położoną w szerokiej dolinie, wysokimi górami okoloną.
Zajechaliśmy do miejscowego mieszczanina, trudniącego się rzeźnictwem, wybranego na vice-burmistrza, p. K.K. Dom naszego gospodarza, dość obszerny, czysty, porządnie utrzymany, zrobił na mnie miłe wrażenie. Przyjęli nas otwartem sercem, jakby dobrych znajomych. Chociaż to byłą północ, kazali ugotować kawę, kiełbasę, nakarmili nas, napoili, w dodatku odstąpili swoich własnych łóżek, sami poszli spać do komory – a za to wszystko, prócz dobrego słowa, nie wziąć nic chcieli.
Nazajutrz, rano obejrzałem miasto. Domki według staromiejskiej struktury, budowane i lepione, bez kominów na dachu, z podcieniami, gankami i okapami. Jedynym murowanym budynkiem ¹ jest kościół parafialny, pomiędzy lipami, i kaplica bł. Szymona, zbudowana w miejscu, na którem stał dom rodzinny Tego świętego, na cześć którego prawie połowa mężczyzn w Lipnicy nosi jego imię. Mieszkańcy Lipnicy nieźle się mają, a to dla tego, że zajęci są przemysłem, mianowicie rzeźnictwem i garbarstwem. Co dom to rzeźnik, lub garbarz. Mięso i skórę rozwożą Lipniczanie po wszystkich w dalekim promieniu jarmarkach i targach, wyprawiają nawet do Krakowa. Szkołę posiadają w mieście. Ponieważ nauczyciel pobiera tylko 200 zł reńskich rocznie, więc obok nauczania, zajmują się dla utrzymania życia pocztą, zbieraniem podatków i innemi urzędami, żadnego dobrze spełnić nie mogąc. Wówczas dopiero zaradzą złemu, jeżeli podniosą pensyą nauczycielowi, który w takim mieście jak Lipnica powinien przynajmniej brać 500 zł reńskich rocznie. Mamy nadzieję, że tak zrobi ożywieni są bowiem duchem postępu, jak nas o tym przekonywa sprowadzenie do miasta lekarza, któremu płacą roczną pensyą, i założenie kasy zaliczkowej.
Od mojego gospodarza, o prawdziwie polskiej fizjognomii, dowiedziałem się historyi miasta. Założone zostało przez króla Kazimierza², na miejscu, gdzie zjechał się z królową pod Lipą. Miecz swój utkwił w tę lipę, i miasto nazwał od drzewa Lipnicą, a lipę z mieczem nadał za herb. Miasto szczyci się tem, że było kolebką świętego człowieka. Błogosławiony Szymon był synem tutejszego mieszczanina. Będąc pacholęciem, pasał Szymon bydło w polu. Gdy trzaskając biczem, chodził za owcami i krówkami spostrzegł w mieście pożar i już wówczas jednem zaklęciem ogień powstrzymał.
Od wymownego gospodarza dowiedziałem się także, że Lipnica była za czasów dawnych murem otoczona, że w murze były dwie bramy: jedna Rajbrodzka, druga Sądecka, że mur przed osiemdziesięciu laty został przez Austriaków rozebranym.
Zobaczywszy i usłyszawszy wszystko, co ciekawego podróżnika interesować mogło w Lipnicy, pożegnaliśmy gościnnego gospodarza, którego wspomnienie we wdzięcznym sercu zachowaliśmy.
W drodze do Iwkowej skręciliśmy w prawo obok domu murowanego, żółto pomalowanego, który był niegdyś dworem(4), a dzisiaj opuszczony, bo nikt nie chce w nim mieszkać, z powodu złych duchów, co w nim mają pokutować.
Droga ta jak mówią górale – „karpętna”. Od przymiotnika karpętny oznaczającego to samo co spadzisty, kamienisty, od tego słowa nazwane zostały nasze góry (Karpaty). Jest to nazwa czysto polska, która oznacza góry strome i kamieniste. Po karpętnej więc drodze, zasutej kamieniami, utykając w rozmokłej glinie, dociągnęliśmy się (z Lipnicy) na wyniosłość, wznoszącą się ponad potokiem, a nazwaną Górą Szubieniczną, z tego powodu, że w tych czasach, gdy Lipnica byłą jeszcze grodem, stała tu szubienica, na której wieszano zbrodniarzy. Obszerny łan zboża na tem miejscu pochyla się pod wiatrem porannym. Spojrzawszy poza siebie na piękną dolinę Lipnicy jechaliśmy jeszcze z pół godziny po drodze, więcej jak położystej, na wierzch pasma, które nas dzieliło od doliny Iwkowej. Wyniosłe i borem pokryte, ciągnie się ono długą linią, poprzerzynaną pobocznymi pasmami, z którymi tworzy jedną wysoką okolicę. Przy drodze w wądołach, spotkaliśmy pastuszków pasących krowy i czarne owce, pootulanych w płachty, którymi chronili się od leśnej wilgoci.
Z góry szybko nasz wózek posuwał się w przeciwległą, mgłami pokrytą dolinę. Na lewo poza parowem, na pochyłości góry, malowniczo odbijają się od zielonego tła boru białe mury kapliczki. Jest to kaplica Urbanka. Na polanie przy niej bije źródło uzdrawiającej wody. Jaka to woda? Jakie choroby uzdrawia? Nie mogłem się dowiedzieć; powiedziano mi tylko, że przy tej kaplicy przez długie lata był pustelnikiem konfederat Barski. Z dala od ludzi, w lesie karmiony przez pasterzy, wiodąc pobożne życie, tu oddał Bogu ducha, i od niego ta kaplica nazwę miała otrzymać”.
Tak krótka wizyta w Lipnicy nie pozwoliła „naszemu” podróżnikowi na dokładne zanotowanie swych spostrzeżeń. Możemy bowiem wnieść do jego zapisków kilka uwag:
-
Nie uwzględnił murowanej kamienicy starościńskiej
-
Miasto założył król Łokietek, a nie Kazimierz, także legenda związana jest z tym królem
-
Były to brama Bocheńska i brama Sondecka
-
Dwór wybudował Kazimierz Bzowski w 1837 r., w czasie podróży Antoniego J. dwór był w posiadaniu Kazimierza Lgockiego.
Opracowanie: Czesław Anioł