Po śmierci żony, Jacek Brodziński po 10-cio letnim okresie rządcostwa w królewieckim majątku przenosi się wraz z dziećmi do Lipnicy Dolnej, gdzie już teraz samodzielnie dzierżawi starostwo lipnickie. Tu w Lipnicy, aż do roku 1805 kształtowała się osobowość małego Kazimierza Brodzińskiego.
Brodzińscy zamieszkali w dworku na folwarku w Lipnicy Dolnej, ale nie jest to ten dwór, który dziś podziwiać możemy. Obecny, neoklasycystyczny budynek pałacu został bowiem wzniesiony kilkadziesiąt lat później (w roku 1837) przez Kazimierza Bzowskiego, późniejszego dzierżawcę majątku, a wkrótce nowego właściciela.
Trzeba przytoczyć w tym miejscu fragment z pamiętnika Brodzińskiego pt.„Wspomnienia mojej młodości”, w których opisuje dwór i przestrzeń go otaczającą :
„ … Dwór (poprzednik obecnego – przyp. autora), w którym ojciec mój mieszkał leżał w dolinie otoczonej rzeką niewielką, która z góry spadając, za każdym deszczem wzbierała, a po kamienistym łożu z podnóża gór i skał płynąc, szum wielki wydawała. Chaty rozrzucone na górach między sadami, czarujący w jesień dawały widok ku wschodowi. Od dworu była za podwórzem i stawem rozległa łąka, na której mała krynica, zarośnięta krzewem i wzniosłemi ziołami różnej barwy, była siedliskiem ptactwa i motylów. Młyn wodny za tą łąką napełniał łoskotem tę cichą dolinę, a rozległe za nim trawniki rzędami wierzb wysadzone, napełniały się mnóstwem dzieci wiejskich, których piszczałki i śpiewanie rozweselały powabną ciszę owego miejsca. Pobok rozciągały się pasma gór coraz wyższych, a w pogodny ranek wzniesione ku niebu Karpaty zdawały się być granicą ziemi. Droga grzbietem gór idąca (szlak węgierski – przyp. autora), piękny czyniła widok przeciągających wozów. Za polami piękny las jodłowy, który się w nizinie gubił. Po drugiej stronie dworu dwa dęby nadzwyczajnej wielkości panowały całej osadzie. O kilkanaście staj widać na wzniesieniu miasteczko Murowaną Lipnicę, z trzema starożytnymi kościołami ku któremu droga wierzbami wysadzana i ścieżka przez piękną łąkę i cmentarz idąca ….”
Drugą żoną Jacka Brodzińskiego została niejaka Anna Fichhauzern, osoba skromna i pokorna z początku jak pisze o niej pasierb Kazimierz, wnet jednakże stałą się okrutną macochą, demonem zła, cały dom w piekło zamieniając.
Nie można więc dziwić się małemu Kaziowi, który nie znajdując w domu czułości, a tylko strach i upokorzenia uciekał z domu tułając się po wsi. Chętnie przebywał za to w wiejskich zagrodach gdzie znajdował zrozumienie i miłe swemu usposobieniu środowisko. Pisze:
„ … Izba czeladna i chaty wieśniacze to był najczęstszy nasz (z rodzeństwem – przyp. autora) pobyt. …”
Przyzna też, iż był dzieckiem natury:
„ … Co to za rozkosz była, po ukończonej szkole puścić się z nimi (wiejskimi dziećmi – przyp. autora) między góry i sady …. pojeździć na maleńkich konikach prowadzonych na paszę na dalekie dąbrowy, kapać się lub (iść) do lasu i brodzić bosą nogą środkiem piaszczystej krynicy …”
W „Dni Krzyżowe” przyłączał się zaś do procesji, która z modlitwą obchodziła stare, po górach rozrzucone kapliczki i figury. Wykształcony silnie w młodym życiu Brodzińskiego pierwiastek religijny pod wpływem uroczystości kościelnych, przewijał się przez całe późniejsze jego życie wyrażając się między innymi w twórczości, znana jest to dziś jego pieśń kościelna „Upadnij na kolana”. Znaczącą rolę na jego postawę religijną odegrał bł. Szymon z Lipnicy i jego kult w lipnickim środowisku. Pisze, iż pragnął naśladować młodzieńczą postawę Szymona.
Warto odnotować jeszcze jeden epizod z życiorysu poety związany z przebywaniem wśród rówieśników w lipnickich domach, a opisany później przez niego we „Wspomnieniach”.
„ … Przez zabrania szczególnej przyjaźni z synem jednego garncarza, nabrałem wiele chęci do tego rzemiosła; dozwalano mi często tej zabawy, a cnotliwy wieśniak, ojciec mojego kolegi, widząc we mnie niepospolitą ochotę i zdolność, troskliwie mnie do stanu swojego zachęcał, mówiąc, iż lepiej swobodnie pracować, niż być sierota u macochy, która mnie dziś zupełnie zaniedbuje, a po śmierci ojca z domu wypędzi. …”
Widocznie Erato, muza poezji czuwała nad małym Kazimierzem i choć garnki toczone przez niego osiągały by zapewne idealne kształty i wzory, to powołaniem Brodzińskiego była przecież poezja i pisarstwo. Widzenie Lipnicy, do której niejednokrotnie we „Wspomnieniach” poeta powracał, potwierdza, jak bacznym był obserwatorem otaczających go krajobrazów już od lat dziecięcych.
Drogą wysadzaną wierzbami (o których było już powyżej) wędrował codziennie Kazimierz Brodziński do miejskiej szkółki, która mieściła się nieopodal farnego kościoła p.w. św. Andrzeja. Lipnicka szkoła elementarna, którą zamknięto w 1772 r. po I-szym rozbiorze Polski, podjęła na nowo nauczanie od roku 1794, między innymi dzięki staraniom Jacka Brodzińskiego, dzierżawcy lipnickiego starostwa. Była to szkoła podstawowego nauczania urządzona na styl austriacki, tzw. szkoła trywialna, niższego stopnia, obejmująca studium trzech przedmiotów. Obecnie w budynku szkoły, zrekonstruowanym w latach 1974-78 mieści się Izba Regionalna. Muzealna ekspozycja gromadzona w niej od 1968 r., prezentuje też twórczość Kazimierza Brodzińskiego.
W latach 1797-1800 do tej właśnie szkoły uczęszczał Kazimierz Brodziński, nauki pobierał też tu jego starszy brat Andrzej. Przyszły poeta wyniósł z kilkuletniego pobytu w lipnickiej szkole prawie wyłącznie złe wspomnienia, o czym pisze po latach:
„ …Nie znam straszniejszego nauczyciela nad tego, któregośmy mieli ……w tej kochanej szkole przez 3 lub 4 lata będąc, prócz pisać i nieco czytać po polsku i po niemiecku, nic więcej się nie nauczyłem …”
Ze szkolnych czasów oprócz groźnego profesora (był nim Marcin Dębski) zapamiętał wystrój klasy i moczące się w cebrzyku brzozowe witki, które były dla nauczyciela najważniejszym instrumentem nauki i wychowania.
Szkoły nie lubił również z uwagi na ówczesne rozwarstwienia społeczne, widoczne również wśród dzieci. Uczniami były w większości dzieci lipnickich mieszczan, podkreślające swą wyższość nad resztą dzieci, dzieci wiejskich i wyrażające również swą niechęć do szlacheckiego pochodzenia Brodzińskich.
Mimo marnej edukacji wyniesionej z lipnickiej szkoły zasłynął po latach jako poeta i autor rozpraw literackich.
Z dziecięcych lat spędzonych w Lipnicy zapamiętał szereg zwyczajów ludu wiejskiego, a szczególnie obrzędów weselnych niejednokrotnie w nich uczestnicząc. Zawarł je również w swych pamiętnikach:
„Jednym z najprzyjemniejszych wspomnień mego dziecinnego wieku są wiejskie wesela, których najchętniejszym bywałem uczestnikiem. Prosty nasz lud nie ma nad to najważniejszej uroczystości. W wioskach tych dochowały się jeszcze ślady dawniejsze pogańskich obyczajów; istniały one i w stanie wyższym, za najpiękniejszych czasów ojczyzny. U wieśniaków w naszych stronach trwa wesele blisko przez cały tydzień, a dzień każdy ma inne obrządki. Był piękny zwyczaj, że każde wesele przez jedną noc bawiło się na dworze, w którym nowożeńcy z całym gronem doznawali gościnności i zarówno się z panami bawiali. Muzyka złożona z dwóch skrzypków i basisty grywała co dzień przy rannej i wieczornej zorzy, na dobry dzień i na dobrą noc, a jeden z drużbów miewał oracje wierszami, których treści już nie pomnę, o stanie małżeńskim. Widzieć te druhny w kwiatach na głowie i mnóstwie wstęgów różnego koloru na plecy spadających, różeczkę starosty, to jest pięciogałęzią jodłę, umajoną rutą, stokrocią, jabłkami, orzechami itp. była dla mnie najmilsza uroczystość. Nie znałem wtedy innych zabaw ani uroczystości, a widok orszaku powiewającego na wzgórzach chustkami na laskach zawieszonymi, muzyka wiejska, radowały moje dobre serce uroczystym uczuciem.”
Dobra znajomość ludu, wśród którego w dzieciństwie wyrastał i który darzył wielkim sentymentem, pozwoliła Brodzińskiemu przedstawić choć w nieco idealistycznym wizerunku atmosferę podkrakowskiej wsi. Zawarł ją w napisanej wiele lat później sielance wiejskiej „Wiesław”. Pochwałę ludu zawarł też w innych swoich utworach Po raz kolejny sięgnijmy do „Wspomnień mojej młodości”, stron na których ocenia lud wiejski.
„Wieśniacy tych okolic, obok naturalnego rozumu i dobroci więcej mają oświecenia, są porządniejsi i trzeźwiejsi niż w innych prowincjach Polski. W górach mniej znają nieszczęścia wojny, nie doznają kwaterunków niszczących moralność i prostotę obyczajów; handel fruktami, chmielem i płótnem, a najwięcej czynszowe tylko opłacanie gruntu, czynią ich zamożnymi, tak że majętnym liczą do kilkunastu tysięcy złotych.”
Niezależnie od złych szkolnych wspomnień z Lipnicy wyniósł też wiele radosnych przeżyć i pamięć krajobrazów, które go otaczały. Okres młodości, czyli lata pobytu w Lipnicy nazywa „sielanką swego życia”. W wspomnieniach swojej młodości pisał:
… jak kraj jest kochany, jak również doznał radości nad rzeką, gdzie dęby i łany.
Istotnie, już po latach, na stronach swego pamiętnika „Wspomnienia mojej młodości” przywołuje kraj lat dziecinnych. Było to wtedy, gdy stojąc na mogilańskich wzgórzach (koło Krakowa – przyp. autora), już jako oficer wojsk księcia Józefa Poniatowskiego spieszących w 1813 r. na pomoc Napoleonowi, sięgał wzrokiem ku wschodowi gdzie „kraj” ten się znajdował.
„ … Wy dwa wyniosłe dęby, nad wsią panujące,
Ty strumyku wędrowny po kwiecistej łące
I Wy ciche, jak dawniej – szumiące dziś lasy,
Już was może po wieczne nie zobaczę czasy. …”
Kazimierz Brodziński w Lipnicy przebywał 10 lat. 21 grudnia 1804 roku w czasie kiedy pobierał nauki w Krakowie uczęszczając do gimnazjum, umarł mu ojciec (Jacek Brodziński pochowany został na lipnickim cmentarzu). Przerwał więc naukę i (pieszo – 8 mil) wrócił do Lipnicy. Zaprzyjaźniony z rodziną wieśniak zaprowadził go na grób ojca, a później do Rajbrotu gdzie osiadła po śmierci męża Anna Brodzińska, jego macocha.
Czesław Anioł